Zaczynają już usychać młode drzewka i można zapomnieć o grzybobraniu. W lasach sucho, jak pieprz.
No ale trzeba to jakoś przetrwać. Jak pisałam w poprzednich postach, mi oprócz non stop kręcącego się wiatraka, pomagają zimne kolory we wnętrzu. Ponieważ wody za oknem brak, a wszelkie burze i nawet małe deszczyki omijają mój dom dużym łukiem, wprowadziłam kolor wody do wnętrza.
Nowością jest też duży kosz metalowy, idealny na dodatkowe poduszki czy pledy, a w pokoju syna, kosz sprawdził się na pluszaki (wreszcie są w jednym miejscu).
Duży niebieski lampion aktualnie przeobraziłam w mini plażę. Są w nim: piasek z kołobrzeskiej plaży, przywieziony z krótkiego pobytu (tak delikatny, że prawie aksamitny), kamyki białe i czarne, kilka znalezionych na plaży patyczków (uwielbiam takie wyblakłe, wygładzone morską wodą i falami drewno), a także trochę muszelek (ale już nie z Kołobrzegu).
Leciwy wiatrak (data produkcji 1971 r.), zakupiony na giełdzie staroci, sprawdza się świetnie, choć trochę głośno terkocze. Podmuch ma konkretny, w pobliżu biurka stać nie może, bo wszystko fruwa :) .
lampion blue |
kosz metalowy |
stolik-taca |
osłonka Fantazja |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz